Gabcio od Gabriela

Nowy produkt

Książeczka dla dzieci (17/24, oprawa miękka – połysk., 26 s., pomysł graficzny, opracowanie, projekt okładki – Krystyna Wajda, rysunki – Ryszard Dąbrowski z Koszalina, wsparcie wydania pozycji – Urząd Miasta i Gminy Barwice, druk GS Media Wrocław, wydawnictwo KryWaj Krystyna Wajda Koszalin 2014, ISBN 9788364234156)

Więcej szczegółów

Ten produkt nie występuje już w magazynie

15,00 zł

Opis

Ilość stron 26
Format 17/24
Rodzaj oprawy miękka

Więcej informacji

Książeczka dla najmłodszych czytelników, na stronach której wierszowane przygody psa jamnika, który miał niezwykłe marzenia. Jest to siódma z kolei pozycja książkowa autora. Na pierwszych stronach podziękowanie dla Panów: burmistrza Zenona Maksalon i zastępcy burmistrza Piotra Sadura z Urzędu Miasta i Gminy Barwice za wsparcie w wydaniu książki. Całość upiększona kolorowymi rysunkami Ryszarda Dąbrowskiego z Koszalina.

Gabcio marzyciel

Gabcio obudził się rano.
Przeciąga się na boki,
otworzył oczy.
Patrzy na granatowe chmury,
na deszcz kapiący na budę z góry.

Pomyślał Gabcio...
Dzisiaj nigdzie nie idę.
Zanurzył się
w wygodnym posłaniu,
tylko nos wystawił na zewnątrz,
aby poczuć śniadanie,
które pan niebawem przyniesie.

Pomyślał Gabcio…
Niedziela,
wnet uczta się zacznie
i wybiegł z budy na pana wołanie.

Gabcio! Gabcio!
Chodź na śniadanie!

Kręci ogonem, cieszy się, skacze.
Pan go pogłaskał, zajrzał do miski,
pusta jak zawsze.

Dzisiaj, kochany, masz rarytasy:
kostki obgryziesz, zakąsisz kiełbasą,
zjesz łyżkę kaszy z witaminkami.

Gabciowi ślinka z języka cieknie,
już nie może doczekać się śniadania,
smaku kosteczek,
ciepłej kaszy z witaminkami,
plasterków kiełbasy.

Ale śniadanie!

Pan pełną miskę nałożył Gabciowi.
Zęby mu trzeszczą, uszy się trzęsą,
podkulił ogon, językiem mlaska.
Zjadł oczywiście wszystko.
Na koniec wypił łyk wody,
oblizał brodę i usnął smacznie.

Wypoczęty zaczął marzyć…

Gdybym tak był marynarzem,
pływałbym po morzach całego świata.
Cudownie byłoby oglądać nieznane.
Ale nic z tego, to tylko marzenia…

Gdybym był aptekarzem,
dystyngowanym członkiem elity biznesu,
miałbym kilogramy kosteczek na zawołanie,
nie tylko w misce raz na śniadanie.