Obniżka! Muszle, szkła i ja... Zobacz większe

Muszle, szkła i ja...

Nowy produkt

– proza (12,2/19,5, oprawa miękka – mat, wersja klejona, s. 378, korekta: Beata Wieszczycka, zdjęcia: Filip Więznowski, projekt okładki: Filip Więznowski, opracowanie, skład: Krystyna Wajda, druk: PRINT GROUP Sp. z o.o. Szczecin, wydawnictwo: KryWaj Krystyna Wajda, Koszalin 2020, ISBN 9788366638495)

Więcej szczegółów

30,00 zł

-4,99 zł

34,99 zł

Opis

Ilość stron 378
Format 122/195
Rodzaj oprawy miękka

Więcej informacji

Muszle, szkła i ja… - nietuzinkowa powieść Natalie Wieszczyckiej – młodej autorki z Koszalina, absolwentki filologii polskiej Akademii Pomorskiej w Słupsku, stypendystki naukowej Fundacji „Mistral", uhonorowanej Nagrodą Prezydenta Miasta Koszalina za osiągnięcia w dziedzinie twórczości artystycznej, upowszechniania i ochrony kultury. Jest to kolejna książka w literackim dorobku autorki. Ukazane w powieści barwne perypetie młodej pisarki są tłem dla istotnych tematów społecznych. Akcja obejmuje kilka miesięcy z życia bohaterki. Rozpoczyna się koncertem Muzyka, którego protagonistka – Natalia jest fanką i rozwija wraz ze znajomością pary. Niestety w burzliwe dzieje dziewczyny zagląda widmo nieustannej rozłąki z idolem, przymus pisania pracy dyplomowej, postępujący alkoholizm i przemoc, której stawia czoła. Bohaterka w całej swojej chaotyczności i nieogarnięciu musi podjąć wszelkie działania, w wyniku których wyciągnie sąsiadkę z rąk ukochanego oprawcy. Tematy fanatycznego katolicyzmu, aborcji, weganizmu, stalkingu, miłości i przemocy zarówno fizycznej, jak i psychicznej stosowanej wobec kobiet, ukazane zostały poprzez historie czterech bohaterek. Każda z nich prezentuje inny model kobiecości. Od protagonistki zrażonej związkami. Podświadomie szukającej miłości, która nie ma szans na powodzenie. Przez Marię, piosenkarkę, wyzwalającą się z toksycznego związku, dzięki swej wewnętrznej sile oraz Anetę, której w uwolnieniu od przemocy pomogły inne kobiety. Po jedyną, żyjącą w szczęśliwej relacji, przyjaciółkę narratorki.

A tak o książce w krótkiej recenzji pisze Anna Litera (anna.litera on Instagram):
„Karty powieści zapełniają portrety przeciętnych, współczesnych Polek, naszych znajomych, sąsiadek, przyjaciółek. Historia zawarta w określonych, wąskich ramach czasowych, obejmuje kilka miesięcy z życia głównej bohaterki. Obnaża funkcjonowanie kobiety w naszej kulturze. Pokazuje, że zjawisko przemocy nie jest tak rzadkie, jak nam się wydaje. W XXI wieku nadal toczy się walka kobiet o samostanowienie, możliwość rozwoju osobistego i wolność światopoglądową.”

Fragment:

„… Obudziłam się przemielona przez maszynkę do mięsa. To dziś chyba musiało być jakieś święto, albo przynajmniej weekend. Otwierając oczy, miałam wrażenie, że z własnej woli spałabym tak już zawsze, zapadając w dziwny rodzaj śpiączki, a by utrzymać mnie przy życiu, trzeba by było podawać mi w kroplówkach alkohol. Własna wola musiała jednak leżeć jeszcze uśpiona, ponieważ zbudzona byłam z czyjejś ręki. Tylko czemu tak rano, czemu tak ponuro. Spojrzałam jednocześnie w okno i na zegarek. Nie mam pojęcia, jak to zrobiłam, bo rzeczy te znajdują się w dwóch różnych częściach sypialni, a jak ostatnio sprawdzałam nie miałam zeza rozbieżnego. Efektem tej wnikliwej obserwacji było przerażenie. Gradowe chmury (w kwietniu, bo niby plecie i przeplata, i że trochę zimy, trochę lata, ale bez przesady) próbowały wedrzeć się do środka, cyferblat wskazywał dochodzącą dwunastą, a zza drzwi dobiegał równomierny stukot. I choć przez chwilę wydawało mi się, że sąsiadka z góry, jak co niedzielę tłucze kotlety, to spudłowałam, bo telefon wskazywał jednak sobotę. Pukanie. Stuk, stuk, takie niepewne, a jednak nieprzejednane. Rzut okiem na siebie. Niezachęcająca koszulka z Myszką Minnie, mogło być gorzej, może to tylko listonosz. Może już umarłam i przyniósł zasiłek pogrzebowy?
Otworzyłam drzwi z rozmachem, o który tego poranka bym się nie podejrzewała. Nie spojrzałam przez wizjer. Trzeba sobie czasem sprawić jakąś niespodziankę, kolorowe kobiece pisma zapewniają, że poprawia to nastrój i samoocenę.
Na wycieraczce stała Aneta. Na mój widok, skuliła się w sobie.
– To ja może przyjdę później – zabełkotała w zażenowaniu, ale zdążyłam ją zaprosić do środka, nim zdałam sobie sprawę z tego, jak mogę wyglądać. Momentalnie ucieszyłam się, że to jednak nie listonosz. Ani żaden inny mężczyzna. Niech mają o mnie jeszcze jakieś złudzenia. Posadziłam, ją w kuchni i poprosiłam, żeby zagotowała wodę na herbatę, wszystko jedno jaką, tak, może sobie zrobić kawę i poszłam pod prysznic. Mycie zawsze pomaga. Na mega kacu fajnie jest jeszcze zrobić sobie peeling i maseczkę. Może nie czuję się wtedy specjalnie oczyszczona, ale przynajmniej mogę się wytłumaczyć z czerwonego ryja. Umyłam zęby, przebrałam w czyste ciuchy, ściągnęłam włosy w kitkę. Nie czułam się jak człowiek i nie wyglądałam jak człowiek…