Zgasło moje słońce

Nowy produkt

Proza Grażyny Lemmens-Wasilewska-Glaza 14,8/21, oprawa miękka – połysk, 206 s., zdjęcie na okładce i wewnątrz książki z archiwum autorki, opracowanie, skład, projekt okładki – Krystyna Wajda, druk GS Media Wrocław, wydawnictwo KryWaj Krystyna Wajda Koszalin 2016, ISBN 9788364234231)

Więcej szczegółów

Ten produkt nie występuje już w magazynie

44,00 zł

Opis

Ilość stron 206
Format 14,8/21
Rodzaj oprawy miękka

Więcej informacji

Proza, opowieść oparta na faktach autentycznych - opowiada o walce z chorobą męża autorki. Książka wydana w szóstą rocznicę śmierci, wzbogacona dużą ilością kolorowych zdjęć z prywatnych zbiorów. Historia napisana przez życie dokładnie odzwierciedla to przez co przechodził bohater książki i jego najbliżsi.

Fragment:
13 listopada 2008 r. – jedziemy na odczytanie wyników. To co nam doktor zakomunikować raczył bez ostrzeżenia pro- sto w twarz, z marszu: RAK I TO ZŁOŚLIWY zwaliło nas oboje z nóg. Na wpół domknięte drzwi od gabinetu, lekarz z asystentem stoją naprzeciwko nas, a my nie mamy nóg, nie możemy wy- dusić słowa. Toni zrobił się blady, zdenerwował się okropnie, ręce mu się trzęsły, bałam się, że upadnie, nie mógł wypowiedzieć nic, tylko jakiś bełkot w panice. Całą siłą powstrzymał się, żeby nie wybuchnąć płaczem. Powiedział mi później, że w tym momencie jakby ziemia osuwała mu się spod nóg i spojrzał na mnie, a moja mina pokazywała, w jakim jestem szoku. Nie wiedziałam co robić, drzwi nie zamknięte, wyjść, uciekać, wejść, usiąść, rozmawiać z nimi, skoro tak nam wyrąbali bez ogródek. W naszych głowach szalały myśli. Co teraz, jak to będzie, co dalej, co robić, czy będzie żył, czy mu pomogą? Naprawdę nie wiedziałam, co mam robić w tym momencie. Uciekać, płakać, krzyczeć na cały głos z bezsilności, siadać, ale nie mogliśmy ruszyć nogami. Widocznie obaj lekarze zrozumieli, że nie byliśmy kompletnie przygotowani na taką diagnozę, bo podeszli do nas, posadzili na krzesłach i zamknęli drzwi. Mówili już spokojnie i wyraźnie, ale do nas nie docierało nic, co mówili, byliśmy źli na wszystkich w tym momencie, a na nich najbardziej. Zaczęli nam po kolei zapisywać, jakie dodatkowe badania jeszcze musi Toni zrobić, gdzie i kiedy. I dobrze, że mieliśmy zapisane, bo po powrocie do domu nic nie pamiętaliśmy. To był taki cios, na który nie byliśmy przygotowani. Zawalił się nasz świat, straciliśmy grunt pod nogami. Co teraz będzie ze mną, z dziećmi, jak sobie poradzę, co mam robić, czy pomogą, jakie ma szanse, czy wyjdzie z tego? Tak zamknięci w domu, sami z tą wiadomością katowaliśmy się myślami przez kilka dni. Nie chciało nam się z nikim spotykać, ani rozmawiać i widzieć z kimkolwiek. Ból, rozpacz, strach, łzy i złość.